sobota, 30 lipca 2011

infatuaation, embrace it!


kiedyś Ci opowiem, jak puste były wieczory bez Ciebie. gdy za towarzystwo robiła muzyka, herbata, koc i Twoje zdjęcie. powiem Ci, jak smakowały moje łzy i tęsknota, której nie dało się opisać słowami, że nawet pomarańcze traciły smak.

 

to nie był romantyzm to było błądzenie napalonych tęczówek, to nie była wrażliwość to był bełkot pijanych ust, to nie była miłość to było moje wyolbrzymienie szczęścia.

 

boję się, że pewnego dnia nie wytrzymam. upiję się. podejdę do Ciebie i wykrzyczę Ci w twarz jakim dupkiem jesteś... a na końcu dodam, że Cię kocham. i znając mnie dorzucę, że Cię pierdolę w sam odbyt.

 

On zagubiony, zatracony, dla niej wyjątkowy, niepowtarzalny, tak piękny, tak wspaniały, a na koniec prawdziwa, niezniszczalna miłość. - za piękne, żeby było prawdziwe, nie sądzisz?

 

nienaganną pustością lśni jej serce. razem z dwutlenkiem węgla wydycha odrazę i oburzenie.

 

kochałam go za to, za co inni go nienawidzili. to ja tolerowałam jego widzi mi się, akceptowałam kretyńskie pomysły. nie potrafił tego docenić.

 

i na dzień dzisiejszy nie mam usprawiedliwienia na moją głupią miłość.

 

ej, sorry koleś ale nie mam czasu ani siły na zabawę w przyjaźń.

 

był dla mnie wszystkim, jest dla mnie wszystkim, będzie dla mnie wszystkim.. to po prostu kurwa szczęśliwa miłość.

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz